Moje ulubione powidła.
Niezastąpione do pleśniaka czy świeżej bułki z plastrem białego sera.
Pięć kilogramów śliwek, trzy dni po trzy godziny wolnego gotowania i mam kilka słoiczków na zimę.
Śliwki myjemy, przepoławiamy i usuwamy
pestki. Przesypujemy do garnka z grubym dnem i
ogrzewamy bez pokrywki na małym ogniu, od czasu do czasu mieszając, dokładnie szurając o dno drewnianą łopatką.
Trzymamy na małym ogniu około trzech godzin.
Po tym czasie śliwki rozpadają się i w znacznym stopniu zagęszczają.
Wyłączamy ogrzewanie i pozostawiamy do całkowitego ostudzenia, bez przykrycia, najlepiej na całą noc. Tak samo postępujemy drugiego i trzeciego dnia, mieszając coraz częściej.
Jeśli jest potrzeba pod koniec
gotowania dajemy cukier, najlepiej partiami i próbujemy smak powideł, czy już są wystarczająco słodkie ( ja nie dodaję).
Powidła są gotowe gdy płatami spadają z łyżki.
Powidła są gotowe gdy płatami spadają z łyżki.
Gorące powidła przekładamy do
wyparzonych słoików, zamykamy i odwracamy do góry dnem. Po 5 minutach
odwracamy i po całkowitym wystudzeniu przenosimy w chłodne miejsce.
Smacznego.
Smacznego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz