środa, 10 października 2012

Wołowina po burgundzku




Lubicie rodzinne imprezy? Ja też, ale najbardziej te na których jestem gościem.
Lubię coś upiec, ugotować jak mam czas i nastrój.
Schemat zawsze jest ten sam. Na tydzień przed, przeglądam książki kucharskie, internet w poszukiwaniu czegoś nowego. Wprawdzie zawsze można podać niezawodne schabowe, ale miło jest zaskoczyć gości nowymi  potrawami.
Na dzień przed imprezą jestem zawsze w dobrym humorze, zaczynam pichcić, pewna że ze wszystkim zdążę. Pieką sobie ciasta, ogarniam mieszkanie itd. Kładę się spać późno w nocy.
Rano, jeszcze w świetnym nastroju powoli pichcę sobie dalej.... gdzieś koło południa stwierdzam: jak to możliwe że już dwunasta? Zostały trzy godziny, a stół nie gotowy, połowa jedzenia nie gotowa, ja nie gotowa, Iwo wszystkie zabawki przyniósł do salonu... humor mi siada... poganiam męża.. warczę na dziecko...
Piętnasta. Zjawia się rodzina. Kończę sałatki, mieszam w garnkach (przydało by się z osiem palników, a mam standardowe cztery), doglądam piekarnika i staram się wszystko zgrać - co wcale nie jest takie proste. Podaję do stołu... i nie mam ochoty jeść. Gdzieś w przelocie spoglądam w lustro i ... widzę że zapomniałam się dziś uczesać.
Późnym wieczorem, gdy zostajemy już sami, siadam skonana i zaczynam jeść. A jest co, bo zawsze wszystkiego zrobię za dużo. Już tak mam.
Następnego dnia z ziemniaków które zostały, robię trzy półmiski kopytek. A do nich wołowina. Pyszna! Duszona w czerwonym winie, mięciutka, z pieczarkami, cebulką...

Ale następnym razem robię schabowe!

Przepis na wołowinę po burgundzku pochodzi z książki Marka Łebkowskiego "Sekrety mojej kuchni".






 
 
 
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz