poniedziałek, 27 października 2014

Odi - model

Oto ODI.
Lat 9.
Po raz pierwszy w roli modela.
Wynagrodzenie - trzy plastry szynki wiejskiej.
Podczas sesji nikt nie ucierpiał ;-)









niedziela, 26 października 2014

Wilk z lasu




Wywołałam wilka z lasu.
Miesiąc temu pisałam że jesień piękna, ciepła i słoneczna, że syn zdrowy od początku roku szkolnego i w ogóle jest cudnie.
Jesień dalej piękna i słoneczna, choć już nie taka ciepła, za to syn od trzech tygodni siedzi w domu, a ja z nim. Kaszel męczy biedaka, zmiany w płucach, antybiotyk, inhalacje... same przyjemności.
Do tego dorzućmy psa, który się zatruł i nic nie może zjeść od kilku dni (jedyny plus że schudł, czego nie udaje mi się osiągnąć gdy jest na diecie).
Dni mi się zlewają, nie ma znaczenia czy to czwartek czy niedziela, każdy wygląda tak samo.
Szkoda mi dziecka, szkoda mi psa i siebie samej mi szkoda.
Gdzieś w ciągu dnia staram się zamknąć z książką w pokoju i przeczytać choć kilka stron, choć tak bardzo chciałabym kilka rozdziałów. Paradoksalnie, zdecydowanie więcej czasu miałam dla siebie czy na książki, gdy pracowałam.


Iwo ma teraz nową fazę: "ale Ty ze mną"
- idź porysuj
- ale ty ze mną?
- pobaw się
- ale Ty ze mną?
- pooglądaj bajkę
- ale Ty ze mną?

 
 


Więc rozkładamy miasteczko z kolejką przez pół dnia, lepimy zwierzątka z modeliny, by potem je upiec w piekarniku i robimy im farmę w dużej pokrywie od pudła. Przynoszę wielki karton i robimy kuchnię, z drugiego Iwo robi sobie dom. Nie ma co, kreatywna to ja jestem ;-)
Tylko że później, on i tak nie chce bawić się tym sam.

 





W sobotę pieczemy ciasto, a wieczorem wpadają przyjaciele.
I snujemy odległe wakacyjne plany. Dopiero jesień się zaczęła i cała zima przed nami, ale zasypiam z uśmiechem na ustach.
Co więcej... ja nawet już wiem co spakuję!




 
 
 

W niedzielę ojciec z synem robią karmnik dla ptaków, stawiają go przed oknem i momentalnie na ogródku pojawia się stado małych ptaszków - a może one wcześniej już tam były? 
Teraz częściej będziemy patrzeć przez okno.
Mamy na to dużo czasu.



poniedziałek, 13 października 2014

Smarowidło drwala - smalczyk z karmelizowaną cebulą


Gdzieś w samym środku wakacji, mój wspaniały mąż przywiózł mi na działkę dwa numery czasopisma KUKBUK. Piękne zdjęcia, świetne przepisy a w śród nich przepis na sprośny smalczyk (dokładnie tak się nazywał) z karmelizowaną cebulką.
Od razu wpadł mi w oko. Ale ciepłe lato to przecież nie czas na smalec tylko na truskawki, maliny czy fasolkę.
Lato minęło, nadszedł październik i tak mi się zamarzył ten smalczyk.
No tak, tylko pismo zostało na działce.
Na szczęście z pomocą przyszedł internet, strona czasopisma KUKBUK i przepis się znalazł!





Składniki:

300 g słoniny 
100 g wędzonego boczku 
200 g łopatki wieprzowej 
2 cebule 
3 łyżki cukru 
szczypta soli 
150 ml wina 
2 łyżki octu balsamicznego

Słoninę i boczek kroimy w drobną kostkę, łopatkę wieprzową tniemy na kilka kawałków.
Wszystko umieszczamy w garnku i zaczynamy topić na średnim ogniu. Kiedy większość skwarek się wytopi i ładnie zarumieni ( zajęło mi to ze dwie godziny) wyjmujemy mięso z łopatki wieprzowej i za pomocą dwóch widelców rozdrabniamy na małe włókna. Następnie uzyskane kawałki z powrotem wrzucamy do garnka. Cebule kroimy w drobniutką kostkę. Na patelnię wsypujemy cukier i topimy go na średnim ogniu (nie mieszamy!). Kiedy zamieni się w brązowy karmel, dodajemy cebulę i delikatnie wszystko mieszamy. Dodajemy szczyptę soli, a kiedy cebula puści sok, wlewamy wino i ocet balsamiczny. Smażymy tak długo, aż większość płynu odparuje, a cebula pokryje się balsamiczną glazurą. Dodajemy ją do stopionych skwarek i mieszamy. Tak przygotowany smalec przelewamy do słoiczka, a kiedy nieco ostygnie, wstawiamy do lodówki i pozwalamy mu stężeć.
Smacznego.
źródło: kukbuk

czwartek, 2 października 2014

Zwykła babka, kubek herbaty, nowa książka... Popołudnie doskonałe.






Kilka dni temu przyszła jesień.
Piękna, słoneczna i całkiem ciepła. Taką lubię najbardziej.
Aż chce się dłużej pospacerować z psem. Liście szeleszczą pod nogami i las tak pięknie pachnie. Mogę pobyć sama ze sobą, bo lubię swoje towarzystwo. Po południu drugi spacer, na lody, rurkę z bitą śmietaną czy na plac zabaw. Wracamy gdy robi się ciemno i powietrze zdecydowanie chłodniejsze. Wrzesień był dla nas łaskawy, Iwo nie zdążył jeszcze się rozchorować, ale jestem realistką i wiem że ten stan pewnie niedługo się skończy. Grupa w przedszkolu już coraz mniejsza, ten ma katar, tamten kaszle.
Ale póki co, cieszę się chwilą, grabię liście na ogródku i zbieram kasztany i żołędzie by powstały z nich zwierzątka gdy przyjdą gorsze dni.
I piekę babkę, taką najzwyklejszą. Taką co to szybko się robi i później równie szybko znika.



Składniki:
250 g mąki pszennej (przesianej przez sitko)
200 g drobnego cukru
4 jajka
kostka masła (200 g)
2 kopiaste łyżki kakao
2 łyżeczki proszku do pieczenia
do przygotowania formy: masło i bułka tarta

Masło stopić w garnuszku, ostudzić.
Mąkę przesianą przez sitko wymieszać wraz z proszkiem do pieczenia.
Ubić jajka z cukrem na białą masę, miksując , dodawać po 1 łyżce mąki i masła.
Masę podzielić na dwie części, do jednej dodać kakao i wymieszać dokładnie.
Formę na babkę wysmarować masłem i posypać bułką tartą.
Wlać do niej masę z kakao, a następnie masę "białą". Drewnianym patyczkiem zrobić  esy-floresy w formie. Następnie rozgrzać piekarnik do 180 stopni C. i włożyć do niego formę z babką.
Piec 35 - 45minut - na złoty kolor.  Najbezpieczniej sprawdzać ciasto drewnianym patyczkiem, jeśli jest suchy, znaczy, że babka jest już gotowa.
Formę wyjąć z piekarnika i studzić w niej babkę przez ok. 20 minut, po tym czasie wyjąć z niej ciasto i studzić dalej na kuchennej kratce.
Smacznego!
źródło: waniliowa chmurka