sobota, 28 lutego 2015

Czy mogę coś słodkiego? Pieczone jabłka, z miodem i bakaliami



Czy mogę coś słodkiego? 
To pytanie słyszę kilka razy dziennie. W tygodniu rzadziej, w weekend średnio co godzinę.
I całe szczęście że Iwo, mimo że doskonale wie gdzie w domu są słodycze nie częstuje się sam. Zawsze pyta. Czasem wystarczy krówka, kostka czekolady, czasem garść rodzynek czy kilka orzeszków.
Ale dziś prawdziwa słodka uczta: pieczone jabłka z bakaliami i miodem. 
Do tego lody waniliowe... i uśmiech nie schodzi z twarzy mojego dziecka!




Składniki:
2 średnie jabłka
4 łyżki bakalii: orzechy włoskie, laskowe, rodzynki, suszone śliwki, żurawina itp.
2 łyżki płynnego miodu

Jabłka myjemy, osuszamy. Ścinamy czubki jabłek i wydrążamy gniazdo nasienne i trochę miąższu.
Bakalie drobno siekamy i  dokładnie mieszamy z miodem. Można dodać odrobinę cynamonu. Farszem nadziewamy jabłka, przykrywamy czubkami i zapiekamy w piekarniku rozgrzanym do 200 stopni przez ok. 20 - 30 minut. Podajemy gorące, najlepiej z domowymi lodami waniliowymi, przepis tutaj.
Smacznego.





piątek, 27 lutego 2015

Lody waniliowe, na pocieszenie

Wracam.
Nie żebym gdzieś wyjeżdżała, czy przestała używać piekarnika, ale zapadłam w długi zimowy sen z którego właśnie się budzę. I choć zimy w tym roku praktycznie nie było ( może dwa razy zdarzyło mi się odśnieżać samochód) to energii jest we mnie poniżej dopuszczalnej normy. 
Na szczęście dni coraz dłuższe, temperatura w okolicach dziesięciu stopni i niemalże czuć wiosnę w powietrzu.
Syn też zlitował się nad matką i od trzech tygodni ciurkiem chodzi do przedszkola. Po wielu tygodniach przeplatanych kaszlem i katarem to miła odmiana. Co prawda wczoraj rozbił głowę i zaliczył pierwsze zszywanie, ale o tym innym razem.
Jest nieźle.
Zaczynam tęsknić za działką i z chęcią posiedziałabym wieczorową porą przed kominkiem, pograła w karty, a rankiem posłuchała śpiewu ptaków, bo nigdzie nie śpiewają tak pięknie jak tam. 
Albo poleżałabym na hamaku z kawałkiem kawowej bezy, choć nie hamak to złe miejsce. Za bardzo na widoku. Zaraz zleciałyby się sępy na "jednego gryza" i niewiele by mi zostało z mojej obłędnej bezy. Przy najbliższej okazji uwiecznię ją na zdjęciach i umieszczę na blogu. 
Było w ostatnim czasie kilka udanych wypieków, jak wspomniana wyżej beza czy angielska zapiekanka cottage pie, ale z racji tego że dzień krótki, a ja nie lubię zdjęć w sztucznym oświetleniu czy z użyciem lampy, najzwyczajniej w świecie nie zawsze zdążyłam ze zdjęciami. 
Było też kilka nowości które mnie nie zachwyciły, jak tort bezowy z migdałami  czy tort ormiański, choć zapowiadały się obiecująco. Zwykle jednak stawiałam na klasyki, a najwięcej w ostatnim czasie piekłam bez.

Z bezami jest taki kłopot, że zawsze zostają żółtka. Jedna beza = sześć żółtek. A gdy w jeden weekend piekę trzy bezy? No właśnie. 
Znalazłam dobre zastosowanie. Domowe lody czy budyń. Budyń waniliowy z tego przepisu  wyszedł przepyszny, najlepszy jeszcze lekko ciepły, ale oczywiście nie zdążyłam zrobić zdjęć. Znikł w kilka minut, zanim pomyślałam o aparacie.
Zdążyłam za to z lodami. Waniliowymi.
Siedzimy więc z synem w piątkowe popołudnie na kanapie, oglądamy po raz setny filmowego Garfielda z miseczką domowych lodów.






Składniki
Krem angielski:

500 ml mleka 
125 g drobnego cukru 
nasionka z 1 laski wanilii, przeciętej wzdłuż
6 żółtek
 
oraz:

100 ml śmietany kremówki

 
Do garnuszka wlać mleko, dodać 2/3 cukru i wanilię, na średnim ogniu doprowadzić do wrzenia. W międzyczasie roztrzepać w misce żółtka z resztą cukru, do uzyskania rzadkiego kremu. Gotujące się mleko wlać do żółtek, cały czas mieszając trzepaczką, wlać z powrotem do garnuszka.
Podgrzać na małym ogniu, mieszając drewnianą łyżką, aż krem będzie ją lekko oblepiał. Natychmiast zdjąć z ognia, nie doprowadzać do wrzenia - krem by się zważył. Przelać go do miski i pozostawić do ostygnięcia. Schłodzić w lodówce.
Zimny krem angielski wymieszać z zimną kremówką. Wlać do maszyny do lodów i dalej postępować wg jej instrukcji. Gotowe lody powinny być zwarte, ale zachowywać kremową konsystencję.
Osobiście nie posiadam maszyny do lodów i w takim przypadku polecam przez pierwsze trzy godziny co 30 minut wyjąć lody z zamrażarki i zmiksować.
Smacznego.
źródło: moje wypieki