Dziewięć dni, kilka miast i miasteczek.
Sopot, Gdynia, Gdańsk, Jastarnia, Jurata, Dębki, Jastrzębia Góra, Jantar i Toruń na zakończenie.
Dziewięć dni pełnych słońca, bez tropikalnych upałów w jakich pozostawała reszta kraju.
Kilometrowe spacery brzegiem morza, mrożona kawa na śniadanie i gofry z malinami na kolację.
Garść muszelek i piękna opalenizna.
Tak na zakończenie wakacji.
Chociaż kto powiedział że to już koniec?
SOPOT
Uwielbiam. Mimo tłumów turystów, sinic na plaży, kobiet dumnie paradujących w szpilkach po molo ;-)
Plaża z czerwoną flagą i z białą.
JURATA
DĘBKI
Bezsprzecznie najpiękniejsza plaża. Taką ją zapamiętałam z przed kilku lat i taką pozostaje.
Szeroka, delikatny piasek, nowe wejście główne i kilka fajnych beach barów.
I rzeka Piaśnica, która wpada do morza i tworzy rozlewiska.
Cudowny dzień.
JASTRZĘBIA GÓRA
Z Jastrzębią Górą łączy nas niesamowity sentyment.
Bo choć to zwykła, niewielka, turystyczna do granic możliwości mieścina to tu spędzaliśmy kilka pierwszych wspólnych wakacji i zawsze wracamy na jeden dzień, zobaczyć co się zmieniło.
Sprawdzić czy nasz domek na ulicy Bałtyckiej jeszcze istnieje.
I zjeść rybę w ulubionej smażalni.
Tutaj spotkał nas też najpiękniejszy zachód słońca podczas tych wakacji.
JANTAR
Miało być sielsko, anielsko, bursztyny na plaży, mała cicha wieś.
Było głośno, tłoczno, brudno i brzydko.
I choć na zdjęciach tego nie widać, były robione z dala od głównego wejścia to raczej nie wrócimy w to miejsce.
TORUŃ
Piękna Starówka, dobre piwo i przepyszne pierniki. Tak na zakończenie.